Napluję na wasze groby

Napluję na wasze groby - Boris Vian

Główny bohater tej niepozornej książki - Lee Anderson, prowadzi księgarnię. Pewnego dnia przyłącza się do grupy młodych osób, których głównym celem w życiu są: imprezy zakrapiane sporą ilością alkoholu oraz orgie. Nasz Lee Anderson szybko zaaklimatyzuje się w nowym towarzystwie...

Tak można by opisać w skrócie to, o czym jest "Napluję na wasze groby". Podobno jest to kryminał. Właśnie dlatego dokończyłam tą książkę. Bo gdy w połowie lektury zauważyłam, że ta historia robi się coraz bardziej nudna, a dialogi (bądź monologi) stają się coraz bardziej o niczym, zaczęłam z tęsknotą w oczach szukać choć najmniejszych śladów tego wspomnianego kryminału.
A tak dobrze się zaczynało... Pierwsze rozdziały przeczytałam szybko, z przyjemnością i dużym zainteresowaniem. Wszystko zaczęło się psuć, gdy pojawiły się niejakie siostry Jean i Lou. Wtedy to na światło dzienne wyszedł grafomański styl autora. Nudne, irytujące i czasem nic nie wnoszące do akcji rozmowy obu dziewczyn z głównym bohaterem (szczególnie w drugiej połowie książki) potrafiły nieźle przyprawić o ból zębów.

Nie tylko dialogi są tu kiepsko napisane. Niekiedy także opisy sytuacji są tak ujęte, że nie wiem czy się śmiać, czy płakać:
Dla przykładu - moja irytacja "światłymi myślami" autora w szczególności sięgnęła zenitu gdy przeczytałam następujące słowa:

"Siedziała w fotelu i wyglądała jakby spała, kiepsko wyglądała lecz jak zwykle była dobrze ubrana."

oraz:

"Nagle doznał uczucia, że buick przyspiesza, gdyż zbliżał się do motoru, lecz nagle zrozumiał, że jest wprost przeciwnie, to Carter właśnie zwalniał."

Nie wiem czy to wina samego autora i taki był oryginalny zamysł, czy po prostu jest to złe tłumaczenie. Wiem tylko, że te i podobne stwierdzenia sprawiły, że dodatkowo jeszcze obniżyłam ocenę do poziomu książki słabej, choć sądziłam, że w ogólnym rozrachunku uznam ją chociaż za przeciętną.

Do lektury książki Borisa Vian'a przekonał mnie tajemniczy tytuł, pozytywne opinie oraz fakt, iż jest to czarny kryminał. W rezultacie okazało się, że dostałam przeciętną historię, w dodatku kiepsko napisaną. Na szczęście książka liczy sobie tylko 152 strony. Gdyby miała więcej, pewnie nie zniosłabym ani samego Lee Andersona ani jego uganiania się za kobietami.

Z mojej strony nie polecam. Mimo, że "Napluję na wasze groby" jest krótką książką, uważam że lepiej wykorzystać ten czas na bardziej wartościową historię.